Mam spory poślizg z publikacją zdjęć i wrażeń z Malty: pewne z nich zdążyły się nieco zatrzeć, inne wyostrzyły, a w głowie zostały przede wszystkim ujęcia pięknego wybrzeża, klifów, drewniane balkony przypominające te z Tbilisi poprzedniego lata, ale też poczucie ciasnoty i ograniczenia wielkością wyspy. Mniej tu było zawrotów głowy i zachwytów, a więcej witaminy D i relaksu.
Trochę biletów na Maltę musieli ostatniego latać sprzedać, bo kogo nie zapytałam to albo się wybierał, albo właśnie wrócił stamtąd. Mnóstwo osób wcześniej przetarło szlaki, więc nie ma potrzeby szczegółowego opisywania planu wycieczki, bo już wcześniej ktoś zrobił to tak elegancko, porządnie i zawodowo, że nawet nie staję w szramki. Wskazówki wzięłam od Karola Wernera, gdzie zawsze przed drogą zaglądam, a plan wycieczek wraz z mapami tras stąd. Potwierdzam, że siedem dni to idealny wywczas na Malcie. Może dziesięć, żeby nie gonić. Sama wyspa jest naprawdę mała. Nawet jeśli odległości wydają się być spore, bo to przecież „drugi koniec wyspy”, to wyobrażenie jest złudne i podsyca je jedynie fakt, że autobusy zatrzymują się co rusz, miasta korkują, przez co dziesięć kilometrów to dobre pół godziny drogi. Natomiast wyspa jest bardzo dobrze skomunikowana, bez problemu można dotrzeć wszędzie busami, a jedyna rzecz jaką potrzebujemy mieć przy sobie non stop to mapka z linią połączeń. Ona kończy ten wyjazd najbardziej zmarnowana.
Poniżej zbieranina miejsc, które szkoda byłoby ominąć.
Im więcej kilometrów pieszo wzdłuż wybrzeża, tym lepiej dla oczu (i uszu). W miastach raczej zgoda co do architektury i stylu panuje (w 2017 nad dachami królują żurawie), wszystko w jednakowej tonacji i dechu w piersiach nie zapiera w przeciwieństwie do widoków z wybrzeża.
Blue Grotte
Drewniane balkony
Golden Bay – Ghajn Tuffieha Bay – Gnejna Bay
Wybrzeże




Rooftop w Sliemie

Be First to Comment