Wszystko w duszy, sercu, w rozumie, a nawet w świecie zewnętrznym miałem poukładane, niczego się nie bałem, a tu nagle nie nowa, ale przeraźliwa myśl: wszystko trzeba zostawić. (pilch)
Leopoldstraat 24,
pod tym adresem spokój i cisza w samym środku miasta, miejsce na piknik, spacer lub dobrą książkę, na chwile odpoczynku w trakcie pracy, na lunch na dobrą pogodę i łapanie słońca, a i z prosecco z heijna za dwa euro nikt was nie wygoni.
Za tymi weekendami w mieście zatęsknię nie raz.
Zostawiam to wszystko rozkwitnięte, kiedy wyczekując lata nie zauważyłam, że w Polsce już upały i zdałam sobie sprawę, że tutaj polskiej duchoty i spiekoty nie znają. Ona tylko w moim pokoju, bo słońce od rana po oczach bije przez nieprawdopodobnie duże okna, z czego jedno uchylane, drugie zepsute. Obiecywali naprawić, teraz to ja już dziękuję, nie ma takiej potrzeby, bo już jedna walizka z antresoli na dół zniesiona. Ta mniejsza.
Do ciasnoty, wiecznego czołowego zderzania ze schodami, kiedy tylko chciałam przejść z jednego krańca pokoju na drugi, zdążyłam się przyzwyczaić, do niezależności przywiązać, a od tego widoku za oknem, w którym literalnie spałam- uzależnić się.
Tylko za tymi polskimi budowlańcami z punkt siódmej nad ranem nie będę tęskniła, kiedy po przeciwnej stronie ulicy wyrzucali z siebie bełkot kurw, wrzasków i dzikiego darcia. Panowie solidnie zapracowali przez te trzy miesiące na antypolską politykę. Ale to nie o wstydzie, a tym co miłe miało być.
No to tak. Miło było.
Teraz paszoł do dom, do życia się brać.
Be First to Comment